piątek, 27 stycznia 2012

Czas Brodę wyłuszczyć na światło dzienne.

Obserwuję wyparcie kaszy mazurskiej przez Brodę.
Z lenistwa odtwórczego gugluję by jeno skopiować (choć sama nie wiem czy jeszcze można i w ogóle na zasadach jakich:) i  znalazlam taką perełkę! Literacko przepięknie zredagowanego Brodę! Miód malina!

Pewnego niebiańskiego dnia Jezus zwrócił się z tymi oto słowy do swojego Ojca:
- Ojcze. Siedzę tu w niebie po Twojej prawicy już z dwa tysiące lat, dawno na ziemi nie byłem i nie wiem nawet, czy ludzki rod o mnie pamięta.
- Martwi ciebie to? – zatroskał się Bóg Ojciec.
 - A i owszem – odparł Zbawiciel. – Umarłem za nich na krzyżu, zmartwychwstałem, zesłałem ku nim Pocieszyciela, czyli Ducha Świętego, ostatnio jednak jakoś mniej ich modlitw do mnie dociera. Może już zapomnieli o synu Maryi …
- Cóż więc chcesz zrobić?
 - Znów zstąpię na ziemię jako człowiek, by osobiście rzecz tę sprawdzić.
Powiedziawszy to Jezus dał nura w niebiańską otchłań i wylądował na padole łez zwanym ziemią. Traf chciał, że miejscem jego lądowiska stała się jedna z praskich dzielnic stolicy bogobojnych Lechitów. Czując twardy grunt pod nogami i widząc nocne niebo nad sobą ruszył na poszukiwanie ludzi. Szedł pośród blokowisk skulony nieco, ponieważ wiał zimny wiatr i zacinał chłodny, nieprzyjemny deszczyk. W pewnym momencie dostrzegł, że na ławce w parku siedzi kilku młodych ludzi. Podszedł do nich śmiało, z uśmiechem na ustach, po czym przyjrzał się im uważniej. Młodzi ludzie palili skręta, z ich ust zaś dobywał się dym o dziwnym, lekko słodkawo-ziemistym zapachu. Jezus natychmiast zorientował się, że ma do czynienia z grzesznikami, którzy popalają marychę.
- Cóż wy robicie? – zagaił. – Czyżbyście nie wiedzieli, że palenie maryśki  to śmiertelny grzech, który upadla ludzką duszę?
Siedzący najbliżej chłopak spojrzał na Jezusa mętnymi oczami i rzekł pobłażliwie:
 - Broda, nie pierdziel…
 - Ale…. – zaoponował Jezus.
- Broda, daj spokój. Co żeś się doczepił jak rzep do ogona? 
- Bo nie pojmuję czemu to robicie – stwierdził Syn Boży. – Marycha to przecież narkotyk i…
- No kurwa, Broda, naszło cię, czy co?
- Ale ...
- Broda, kurde, człowieku, posadź wreszcie dupę i skręć sobie dżointa…
Jezus zawahał się, doszedłszy zaś do wniosku, że dopiero wtedy, gdy stanie się jak owi grzesznicy zrozumie, czemu z taką lubością nurzają się w grzechu siadł koło nich, skrecił dżointa, zapalił go i głęboko zaciągnął się dymem marychy.
Jarał ją przez prawie kwadrans, a kiedy skończył wstał i oznajmił:
- Słuchajcie chłopaki, muszę wam coś ważnego powiedzieć…Otóż oświadczam, że ja jestem Jezus, syn Maryi…
- No widzisz...? - roześmiał się jeden, kiwając głową z zadowoleniem. A drugi dodał:
- I o to chodzi, Broda. O to właśnie chodzi…

1 komentarz:

  1. cudowne! ale i muszę przyznać, że Twoja wersja spamiętana i może przetworzona była równie genialna - te stany zjednoczone ameryki i Jezus w tych latach 60tych. to było bardzo obrazowe- się wbiło pod skórę:-). i myślę, że bez tego wcześniejszego podkładu i tych wytłumaczeń ta wersja tak mocno by do mnie nie dotarła. i so.. jadąc swoją ostatnio mocną fascynacją fuckyouverymuch:-) no ofense. sama zajebistość.:-)

    OdpowiedzUsuń