"...I nie ma żadnej innej rzeczywistości prócz tej, jaką mamy w sobie. Dlatego też większość ludzi żyje tak nierealnie, ponieważ zewnętrzne obrazy uważają za rzeczywistość, a swego własnego świata wcale nie dopuszczają do głosu. Można być wtedy nawet szczęśliwym. Lecz z chwilą, gdy pozna się już raz tamto, inne, nie ma się już wyboru i nie może iść drogą, którą obiera większość..."
Hermann Hesse
Hermann Hesse
Ciekawą dyskusję rozpoczęła "(nie)zbyt grzeczna".
W ostatnim poście, w sposób mocno:-) zawoalowany podziwiałam radość dzieci i dorosłych co w radości dziećmi pozostali. Tęsknota za tym ogromna ... Jesteśmy najczęściej sfrustrowani swą niedoskonałością bycia w rolach życiowych wszelkich ... Wydaje nam się, że osiągnięty cel da nam szczęście, że spełniając czyjeś oczekiwania uszlachetniamy się, że ciągle trzeba więcej. A w końcu najboleśniej dotyka to nas samych.
Mam przeczucie poparte niewielkim doświadczeniem:), że sedno tkwi w poczuciu wolności od wpojonego nam systemu, stereotypów ról ... że chociażby wyjść od tego należy. Ale strach jest: trzeba przyznać się do okłamywania samego siebie, oswoić własne demony, rozczarować otoczenie, czasem zbuntować w końcu. Ulgę daje już uzmysłowienie sobie, że nie ważne jest to co robimy, lecz czy mamy wewnętrzną tego potrzebę.
A jaki środek na mój przypadek? Jak żyć gdy sama muszę wygrywać przed sobą swe własne, prywatne mistrzostwo? Zdalnie sterowana?:-)
Wewnątrzsterowność jest rozwiązaniem uniwersalnym :)
OdpowiedzUsuńjako idea owszem, ale zawsze coś z zewnątrz się wtrynia:-)
OdpowiedzUsuń