poniedziałek, 25 marca 2013

Było sobie życie.






Czy wydaje się Wam, że życie to sztuka kompromisów?
Czy Wam się wydaje, że wręcz przeciwnie?
Nie podam kontekstu pytania, chociaż takowy istnieje ...
Chcę poznać najszersze spektrum Waszych myśli i doświadczeń.
Dotarłam do swojej ściany, tej po drugiej stronie.
Może czas na złoty środek. Czy i w tym aspekcie jest on możliwy? Może właśnie teraz zaczynam uczyć się jak żyć.
Jak chcę żyć.
Jeśli nie jest lepiej poddać się i płynąć z falą bezpiecznie ... to jak jest lepiej ...


23 komentarze:

  1. Chyba nie wiem zbyt wiele o życiu, ale z tego co zdążyłam zaobserwować, to tak - życie to sztuka kompromisów. Cholernie trudna sztuka, biorąc pod uwagę (mniejszy lub większy) egocentryzm i wyczulenie na własne potrzeby. A w przypadku wielu kobiet osiągniecie tego tego złotego środka wiąże się z wybitną ekwilibrystyką. Cokolwiek będziesz chciała robić, czemukolwiek będziesz chciała się poświęcić w większym stopniu, zawsze ktoś lub coś będzie na tym tracił/o. A jeżeli zapędzisz się w tej ekwilibrystyce zbyt mocno - to Ty stracisz najwięcej.
    Głupie to, ale chyba każdy z nas stoi pod jakąś ścianą. Ja też byłam, ale po wieloletnim, wycieńczającym kieracie zdecydowałam się się popłynąć z falą. I płynę póki co bezpiecznie. I mimo, że długo musiałam się do tej sytuacji przyzwyczajać, teraz z każdym dniem coraz bardziej cenię sobie tę właśnie sytuację. Paradoksalnie, dopiero teraz robię to co chcę i co mi sprawia przyjemność. Po prostu odpuszczam, bo nigdy nie wiem, kiedy trafię na kolejną ścianę płaczu. I znów będę musiała w nią walić głową. Wtedy przydadzą się siły, które zbieram teraz, gdy dryfuję.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. To popłynęłaś moja Droga (mogę sobie pozwolić na taką spouchwałość?) Z tekstem oczywiście popłynęłaś. Po pierwsze, trudno cokolwiek (a nie "cokolwiek" jeszcze trudniej) napisać jeśli się nie zna kontekstu.
    Pisanie i "radzenie" Komuś, w tym przypadku Tobie, jeśli się nie zna kontekstu jest szalenie niebezpieczne. No,ale ryzykanci co prawda, żyją krócej, podczas gdy ostrożni nie żyją w ogóle...
    Uwaga zaczynam: [Niech czcionka lekką Ci będzie, prostą i przejrzystą :)]. Rozumuje, że Twój stan nie jest powodowany ciężką somatyczną chorobą, unieruchomieniem, rakiem etc.
    Po pierwsze, gratuluję Ci dojścia do ściany.Wiem, brzmi to makabrycznie, na pierwszy rzut oka, (dlatego pytałam się o stan somatyczny, bo jak tu gratulować np raka?) Gratuluję Ci ściany dlatego, że możesz rozeznać, w nie komfortowych warunkach, co Cię motywuje?, jak duże jest Twoje "Dlaczego"? I jaką ono ma formę?, co jest dla Ciebie ważne? Jakimi wartościami się kierujesz w życiu? Jak je urzeczywistniasz? Czego Ci brakuje do szczęścia, bo nie masz, czego Ci brakuje --bo tego nie dostrzegasz.
    A Co już masz.( Nie piszę tutaj, że Twój kryzys nie jest uzasadnimy, bądź jest fantasmagoryczny, co to to nie. Nie trywializuję) Byłabym, jestem, bardzo ostrożna z akceptacją, tak fantastycznie podaną przez nurt pozytywnego myślenia. Bunt też może być rozwojowy, o czym świadczy chociażby wywalczenie przez Kobiety praw wyborczych. kObietom niczego nie podarowano, one same musiały to wziąźć.
    Życie. Kompromis? Tak, Nie, Być może? W jakim zakresie? Tak? Nie? Ale dlaczego, po co? Co w tej sytuacji jest najważniejsze? Kto jest najważniejszy? Kogo unieszczęśliwię? Kogo uszczęśliwię? CO CHCĘ OSIĄGNĄĆ? Czy mój wybór spowoduje, że będzie mi nie wygodnie? Jeśli tak, to czy jest to chwilowa niewygoda? Czy warto się poddać? Pytam czy warto? A nie, czy można, albo nie można. Czego w tej sytuacji nie chcę zobaczyć? A co musiałabym zobaczyć?

    Są ludzie, którzy motywują się wyznaczaniem celu i osiąganiem go (w naszych warunkach klimatycznych, kulturowych jest to raczej nauczone), są tacy, których motywuje problem. Jeśli przed nim staną. Nie ma nic złego, ani w jednym, ani w drugim sposobie motywacji, używa się tylko nie co innych narzędzi. A kryzys, to bolesny skutek działań uprzednich. Tak jak strach, może nam wiele o Sobie powiedzieć, jeśli tylko mamy odwagę słuchać. Wypłacz się, po wkurwiaj. Wykrzycz, cokolwiek, nie wiem w jaki sposób "radzisz sobie" z poziomu ciała, a potem czekają pytania... Nie ma jednej recepty, tak jak nie ma jedego pytania. Zapraszam do wymiany...
    Mam nadzieję, że to co napisałam jest czytelne.
    U-ściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego raczej nie o radę mi chodziło. A o Wasze doświadczenia z życiowym konformizmem, na ile ułatwia a na ile przeszkadza w życiu ... W kwestii luźnej pogawędki a i poniekąd uporządkowania mych myśli.

      Usuń
    2. Rada, jeśli iść tą nomenklaturą jest słowem metaforą. Nie traktuj jej literalnie. Dobra. Na szczęście komentarz jest nadal, przynajmniej ja tak to widzę, aktualny. To zanim odpowiem, byśmy wiedziały o czym mówimy, proszę napisz jak rozumiesz konformizm. Dziękuję.

      Usuń
    3. Pytam: Jak Ty rozumiesz? Ja tu rządzę ;-))

      Usuń
    4. No tak, czyli albo opuszczam zabawę, albo gram w Twoje bierki... Na Twoich zasadach...
      Dobra niechaj i tak...Ale odpowiem we wpisie, bo mi się rozrasta zanadto komentarz... Może być?

      Usuń
    5. Tu przypomniał mi się znajomy z lat studenckich. Gdy do mnie dzwonił, mawiał : Ja dzwonię, ja płacę, ja mówię ;-)))

      Usuń
    6. Pogratulować Znajomemu, jeśli (nadal) przede wszystkim dzwoni, no bo przecież płaci, i mówi, to pewne, tylko nie wiadomo, czy synchroniczne słuchasz, no ale nie o tym, w zasadzie mogłabym do mojego komentarza nr 1 dołączyć to co piszesz, Nieznośna, no i jeszcze podkreślić zdanie ostatnie, więc jak to mawiał Tomasz z Akwinu, pora powściągnąć swój własny jęzor (mój- Nieznośna bądź w spokoju) i nie powtarzać się, no chyba, że człek się ją ją jąkkka, ale to mnie nie dotyczy... Podkreślam ostatnie zdanie i milknę.
      Nieznośna, wyzdrowiej, zrób to dla mnie jeśli (nie) chcesz zrobić tego dla Siebie .

      Usuń
  3. Być powinno. Dobrze, aby było. A wszystko zależy od ludzi, z którymi żyjemy w stadzie naszym nie tylko prywatnym.
    Chciałabym, aby tak się zadziało. Ja, ktoś, ja tak, ktoś tak, a potem razem tak albo tak albo pośrodku.
    Tak to widzę.
    Póki co to ja się poddawałam komuś. I nie potrafię bezpiecznie. I zbieram baty raz za razem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się ten środek. Środek dla pacyfistów ;-)) Bez przeciągania liny.
      Wróciłam właśnie ze spektaklu o Ninie Simone. Ona po każdych batach mniej lub bardziej metaforycznych - obrastała w grubszą skórę. Podziwiam taką właściwość ;-)

      Usuń
    2. A wiecie moje Panie, że Stoicy, którzy tak optowali za złotym środkiem, często popełniali samobójstwa... Tak na marginesie.

      Usuń
    3. Może jakoś damy radę bez uciekania do tak radykalnych rozwiązań ;)

      Usuń
    4. O matko.... ;) Tylko nie cięcie radykalne. Takowych rozwiązań poznawać nie chcę, tym bardziej, że służą tylko raz ;)

      Usuń
    5. Zależy jakie radykalne... Cesarskie cięcie jest także jednym z radykalnych rozwiązań... Ale takie jak powyższe nie chcemy... Mówię o nazbyt szybkim rozstawaniu się z życiem...

      Usuń
  4. Kompromis owszem - ma on jednak swoje granice - przebiegają tam, gdzie wszystko jest spójne, sensowne, zgodne ze mną: kwestia "czucia". Nie czuję? Nie zgadza mi się? Żadnych kompromisów i żadnego płynięcia z prądem. "Jak się z tym czujesz?" jest tu chyba pytaniem kluczowym.

    "idź swoją drogą, a ludzie niech mówią co chcą" - ta myśl Dantego jest moim mottem życiowym i tego się trzymam. Chcesz Irmino? weź sobie. Usmiechy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Dudi ;-))
      Drepczę tymi swoimi ścieżkami i jak już pogonię hen daleko - zaraz jakieś rozwidlenie, które nie daje mi spokoju.
      Dzięki, że to napisałeś ;)

      Usuń
  5. Myślę, że to pierwsze - ale w granicach rozsądku. Nieraz trzeba szukać otwartego przejścia, a nieraz wykopać drzwi butem. Poza tym - za ścianą też jest "coś". Trzeba ją tylko obejść...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele się zmieniło od tego wpisu ... chyba znalazłam wyjście awaryjne ;-))
      Blog to rzeczywiście niezła forma terapii.
      Czasem wystarczy coś powiedzieć/napisać ... i nikt nie przerywa ;-)) Głowę oczyścić, nacieszyć przyjaznymi komentarzami, spojrzeć trzeźwiej ... by obudzić się rano z nowym pomysłem ;-))

      Usuń
  6. ja zbyt chora, by napisać coś sensownego byłam/jestem wciąż.. a i Nina mi przepadła:-(, ale się zawiesiłam, zakichałam nad tą refleksją o "sztuce kompromisów" - jako życiu. i nie wiem do końca. z jednej strony tak, z drugiej iść tą swoją drogą trzeba, ale przeszkody są. więc czasem je kompromisowo, a czasem je staranować - myślę, - trzeba by.

    chyba więc nie do końca zgadzam się z koncepcją życia jako sztuki kompromisów. bardziej elastycznie to raczej widzę, życie sztuką wyborów, kompromisy jak najbardziej jako rezultat wyborów, zgniłym kompromisom jako przeszkadzaczom w dalszej drodze mówię ciche "nie"..bo zdecydowanego "nie" jeszcze do końca chyba nie praktykuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sensownie Nieznośna ;-) baaardzo ...
      Zdrowiej, za cztery dni wiosna. Ponoć. Trzeba odkurzyć pawilony ;-))

      Usuń
  7. świetnie, że obudzona z nowym pomysłem jesteś!
    i że pawilony czekają na odkurzenie, a nie tylko półki:-)

    ja mimo wielu życzeń zdrowienia, z każdym dniem gorzej zainfekowana,
    ale włączyłam chemię już zapodaną przez znawców medycyny konwencjonalnej - (w ramach kompromisu - nienawiść do antybiotyków a potrzeba wyzdrowienia:-))- mam nadzieję, że na wiosnę stawię się w powyżej wymienionych:-)
    uściski

    OdpowiedzUsuń