Przypomniała mi się historia sprzed około pół roku, kiedy to zasiadając wygodnie w "coffee heaven" z Bąblami, po raz pierwszy poczułam, że oto właśnie nastała ta chwila.
Że oczy wokół głowy być nie muszą chociaż na dwa łyki wraz z delektowaniem się ukochaną coffee latte.
Że biegać między stolikami nie muszę ... starając się ogarnąć towarzystwo, by w końcu skapitulować i pić "na wynos".
Że patrzę na nich zajętych swoimi sprawami: układaniem tuneli ze wszelkiego miejscowego papierowego dobrodziejstwa, kontynuowaniem wyścigu zabranych ze sobą autek w obrębie stolika, mimo karcącego wzroku Niezadowolonej.
I tak w sumie się cieszę, że mi całkiem dobrze a oni tacy "grzeczni".
Zakończyłoby się hepiendem ... gdyby Niezadowolonej nadmiar wchłoniętych ciastek z przerażającą ilością kremu wyszedł na dobre. Nie wyszedł jednak. Może na diecie była i się złamała, jak ja dzisiaj ze względów oczyszczających zamiar przedsięwzięłam zdrowy a oto siedzę teraz z lampeczką czerwoną i wytrawną. A jakże.
Może.
No ale niestety musiała zepsuć nam pochorobowy wypad na wizytę kontrolną, sukcesem zakończony i uwieńczony wisienką na torcie w postaci: każdy dostanie to co lubi.
Powstała. Podeszła. "Zaraz coś zrobię temu dziecku" - rzekła.
Tak trochę śmiesznie się zrobiło, że nie chciało mi się z nią gadać.
Jedynie obraz miły rozmyła na chwilę ... no ale w sumie dzięki niej dosadnie pamiętam tę chwilę, kiedy wydawało mi się że to już ... już prawie ...:)
Ludzi dzielimy na dobrych i złych, mądrych i głupich... Wiadomo gdzie wciśniemy Niezadowoloną ;-)
OdpowiedzUsuń