wtorek, 5 lutego 2013
W drodze.
Pokrzyżowały mi się dziś tematy drogowe.
Wczoraj pojechałam po psa (znaczy sukę).
Każdy nasz wyjazd zaczyna się od przekazania psa w dobre ręce a kończy odbiorem z rąk tychże.
Najczęściej jest to mój lub M. dom rodzinny. Niestety, oba w odległości dość znacznej (140 i prawie 300 kilometrów).
Raz jedyny udało się zorganizować "opiekę dochodzącą". Było to dość korzystne rozwiązanie ... bo podróżować to ona nie lubi a jeśli już - wymóg podstawowy jest jasny: bagażnik przeznaczony tylko i wyłącznie dla niej, by mogła nerwowo obserwować trzy strony świata.
Także pies (znaczy suka) zaległ dziś na swym posłaniu i odreagowuje podróż pochrapując ... oka nie podniesie nawet .... za głosem nosa nie przybędzie do kuchni zwabiony zapachem odsmażanych maminych pierogów.
Odreagować trzeba.
Mówią, że nie zdążyłam pewnie nawet wyjechać na warszawską, czyli dwie minuty jakieś do czterech góra ...
Jechał z prędkością prędką, że ten z przyporządkowanej nie zarejestrował wyjeżdżając ...
Zderzenie, poślizg. Dzień dobry w kuchni.
Takie rzeczy to ja mogę u Tarantino czy Smarzowskiego oglądać a nie na własnym podwórku ... co żem się na nim wychowała ... pierwszy pocałunek za rogiem w wieku lat sześciu przeżyła ... fajki ukradkiem w krzakach paliła ... nie noooo ... Co to o tym paleniu anegdota jest rodzinna:
Raz jeden przybył Kazio do Mamy mej i powiada: - Marysiu, nadchodzę sobie z daleka a tu Irminka twoja z Małgosią Z. z domu wychodzi i już za rogiem papieroski zapalają. Mama moja na to: - Oj, Kaziu, czyś ty zgłupiał, Małgosia by papierosy paliła ????!!!!!
Pokrzyżowało się drogowo, bo o "Drogówce" miało być. W niedzielę po powrocie wstawiłam 8 kilo prania i korzystając z wolnego czasu pobiegłam (pojechałam) do kina. Już wiem dlaczego Smarzowski rower na wiosnę remontuje. Jest miszczem. Jest.
Nie będę się rozpisywała, Nieznośna zrobiła to doskonale ;-)
Jest miszczem. Chociaż klimaty dalekie od moich ulubionych a sensacji to moja percepcja w ogóle nie ogarnia. Ja nawet w "Auta 2" miałam problem z wątkiem sensacyjnym ... To mówię Wam, jest miszczem.
Chociaż nie łatwo się temu przyglądać, bo to tak blisko (najbliższy komisariat tuż za rogiem;-). A takie rzeczy to ja wolę nie na własnym podwórku raczej ...
A i temu facetowi to wierzę jak rzadko któremu, co nie ułatwia przełknąć.
Czekam na jego Wołyń ... bo znam ludzi, którzy tego potrzebują.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
jesus maria znów nie wiem czyj wóz zaliczył taki padzik. resztę postu miszczowską zakumałam jednakże, chwalić wszystkich. ale skąd ten wrak tak? jaka to była akcja jednakże? bo nie myślmy jednak, że tylko Tarantino vel Smarzowski mają jakieś doświadczenia i przygody:-))
OdpowiedzUsuńno i my też miewamy przecież.
Wołyń - to jednak się boję. bardziej jednak pójdę raz trzeci i piąty na Drogówkę:-)
Uuuuuu...! Ale nie martw się, sie wyklepie i sie pojedzie jeszcze ;)
OdpowiedzUsuńWażne, że Smarzowski dramatu Wam nie zrobił, tylko strachem nakarmił. Pewno w uszach jeszcze dźwięczy...
Suka wie, co robić - odreagować trzeba :)))
Pozdrawiam
;)
/piękne imię masz/
No ładnie ... i zrobiłam z tego całkiem inną tragedię:)
OdpowiedzUsuńA było to tak: wyjechałam sprzed domu dwie minuty wcześniej ... nim rozpędzony samochód zatrzymał się w prawie w kuchni mojej mamy ... kasując po drodze ogrodzenie i kawałek ogródka. Czyli nie spotkaliśmy się, to nie moje auto, ufff;)
Nieznośna mam tak samo, jeśli chodzi o Wołyń. A Ty, Irminka mnie nie strasz... Dobrze, że dojaśniłaś w komentarzach... Uff
OdpowiedzUsuńTemat niełatwy ale ważny dla tych, którzy to przeżyli a teraz muszą walczyć o "swój" kawałek historii ...
UsuńNie ma tego złego... :))) Zapewniona nam tu adrenalinka pewnie na rozruch całego dnia wystarczy ;)
OdpowiedzUsuńNo i gdybyś od razu napisała, że "było to tak" pewno panu "zwiedzającemu" posesję mamy nieźle by się zebrało od nas. OC tego gościa powinno załatwic sprawę ogrodzenia i reszty. Mój wujek często miewa takich u siebie a z ubezpieczenia to i nowe /ładniejsze/ płotki stawia :))) I dobrze też, że wszystko ma swój czas /te dwie minuty/.
Miłego dnia Irminko
/no nie mogę, bardzo mi sie podoba to imię :)/
Nowy/ładny płotek murowany;)))
UsuńA i cieszę się, że imię się podoba ... przez wiele długich, pierwszych lat życia było mym koszmarem. Wszyscy pytali a skąd i dlaczego, w końcu unikałam "przedstawiania się".
Ostatnie zdziwienie pamiętam z okresu studiów: Irmina! Co to za imię! Dobre dla czołgu.;-)))
Po takim obrazku mało komfortowo jest ustawiać się kosząc trawnik - tyłem do ulicy...
OdpowiedzUsuńByłem w kinie. Jeszcze nie zacząłem mówić... Mistrz.
Miszczunio i gieniuś ... jak powiadał pewien nieznany pedagog do uczniów swych;)
UsuńDobrze, że tragedia w ramy już ujęta:-)
OdpowiedzUsuńPiękne imię dla pięknej dziewczyny!:-)
A przypomnisz może historię z żeglarskich w kwestii przedstawiania się? - pamiętam, że się zaśmiewałam jak opowiadałaś, ale nie pamiętam tych innych osób występujących w scenie...
To mi lepiej wychodzi w realu:)
UsuńDrugi Twój wers z kawałem skojarzyłam:
Dwóch kumpli rozmawia o tym, jak poderwać dziewczynę. Jeden żali się, że mu nijak nie wychodzi. Drugi przechwala: u mnie luzik ... kupuję cukierki, podchodzę ... zagaduję: cukierek dla cukiereczka; albo kwiatki: kwiatuszek dla kwiatuszka ... i działa!
Po kilku dniach żalący nadal się żali, że generalnie kiepsko. Drugi pyta, czy robił zgodnie z poradami. Żalący się: Tak ... nie działa ... kupiłem torbę cukierków, podchodzę, mówię ... torba dla torby ... nie działa;(
;-)))