No i pojszło.

Zdałam... nie zdałam... myślę, że zdałam:)
Lekko nie było, po jakichś dwóch godzinach front był mi łaskawy, sytuacje wydawały się klarować... najważniejsze, że za mną. A jak nie za mną to też cieszy kilka dni luzu. No ale oczywiście zakładam, że za mną:) Nie, no do cholery nie może pójść na marne 5 dni z urlopu na zakoowanie!
Po raz pierwszy w życiu:
- uczyłam się czegoś niehumanistycznego,
- uczyłam się czegoś z rozsądku,
- uczyłam się czegoś, co przyda się w aktualnej fabryce na aktualnym stanowisku, które otrzymałam po powrocie z kilkuletniej zawodowej przerwy na rozmnażanie komórki społecznej z lekkim odchowaniem tejże. Nadmienię, że stare stanowisko było aż tak stare, że umarło śmiercią naturalną.

Przyprowadziłam swoja kozę do domu i zamierzam się nią cieszyć.
A tu Magda Prokopowicz umarła.
I już nic nie jest ważne.